Stałem nieobecny wśród pól złotem zalanych
Słońce ogrzewało mą duszę spokoju pragnącą
Wiatr przynosił ziół zapach ukojenia
Obmywał twarz z brudu istnienia
Duch szybował wysoko nad nami
I upajał się tymi wszystkim doznaniami
Czas płynął wolno i leniwie,
A samotne drzewo stojące w oddali
Było jedynym świadkiem milczącym
tych wszystkich chwil pięknem kojącym.
W net skończyć się to jednak musiało
Ciemna chmura złoto w ołów zamieniła
Duszę chłodną strzałą przeszyła
Wiatr się wzmógł i zabił zapach kojący,
A duch w ciele szukał schronienia
Czas zaczął przed tym wszystkim uciekać
A drzewo w oddali dalej w milczeniu...
Spojrzałem na to wszystko bez gniewu
I ruszyłem w swoją stronę po kres istnienia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz