Na cykl składa się
* Malowidło
* Okruchy
* Ips typographus
* Diabeł
* Poranek
* Granica
* Fragmenty
* Obława
* Golgota
* Proroctwo
Do tekstów została skomponowana muzyka przez grupę Estimated Time Remaining. Utwory pojawia się na debiutanckim albumie "Proroctwo". Każdy utwór zilustrowany jest też graficzne.
W przygotowaniu kolejny cykl "Klechdy i Bajania"
wtorek, 22 grudnia 2009
Malowidło
chciałem chwile uwięzić w słowie
obraz namalować duszy mojej
wykrzyczeć myśli niewypowiedziane
i powiedzieć światu co myślę o nim
lecz chwili nie da się złapać
obraz duszy można tylko naszkicować
krzyk szybko się w szept zamienia
a świat jest głuchy na twoje słowa
można próbować zmienić to wszystko
nie wolno zatrzymać się w pół drogi
oglądać za siebie i żyć z tym w sobie
może kiedyś uda się to zrobić
obraz namalować duszy mojej
wykrzyczeć myśli niewypowiedziane
i powiedzieć światu co myślę o nim
lecz chwili nie da się złapać
obraz duszy można tylko naszkicować
krzyk szybko się w szept zamienia
a świat jest głuchy na twoje słowa
można próbować zmienić to wszystko
nie wolno zatrzymać się w pół drogi
oglądać za siebie i żyć z tym w sobie
może kiedyś uda się to zrobić
poniedziałek, 21 grudnia 2009
Okruchy
niedziela, 20 grudnia 2009
Ips typographus
Obraz wisiał w moim domu od zawsze,
tak długo że wrósł się w ścianę
nikt nie pamiętał jak się w nim pojawił
Obraz był stary, farba już dawno straciła kolor
a niestrudzony robak toczył w ramie kręte korytarze
nie wiadomo też co przedstawiał obraz
kształty były zamazane i niewyraźne
od pędzla czasu co naniósł swoje zmiany
mówili mi, że kiedyś wiedzieli na obrazie anioła
o twarzy posępnej, dumą przepełnionej
podobno skrzydłami swoimi niebo przysłaniał
i grzechem zazdrości swoje istnienie okaleczył
dziś tylko plamy po tym wszystkim zostały
nikt już anioła nie widział, modlitw swoich nie kierował
być może sam gdzieś odleciał, a może został tam na zawsze
Obrazu jednak do dziś nikt zdjąć się nie odważył ...
tak długo że wrósł się w ścianę
nikt nie pamiętał jak się w nim pojawił
Obraz był stary, farba już dawno straciła kolor
a niestrudzony robak toczył w ramie kręte korytarze
nie wiadomo też co przedstawiał obraz
kształty były zamazane i niewyraźne
od pędzla czasu co naniósł swoje zmiany
mówili mi, że kiedyś wiedzieli na obrazie anioła
o twarzy posępnej, dumą przepełnionej
podobno skrzydłami swoimi niebo przysłaniał
i grzechem zazdrości swoje istnienie okaleczył
dziś tylko plamy po tym wszystkim zostały
nikt już anioła nie widział, modlitw swoich nie kierował
być może sam gdzieś odleciał, a może został tam na zawsze
Obrazu jednak do dziś nikt zdjąć się nie odważył ...
piątek, 18 grudnia 2009
Diabeł
Widziałem diabła jak przechodził koło mojego domu.
Zgarbiony, powłócząc nogą i ogon ciągnął za sobą.
gdzie splunął tam roślinność życie utraciła
kopyta odcisk pozostawiał w płytach z kamienia
Patrzyłem na niego ukradkiem przez okno,
strach ścisnął gardło śliny przełknąć nie mogło.
Nogi w ołów zamienił, dreszczem przeszył ciało.
Czart nie spiesząc się szedł w swoją stronę
i gdy już miał zniknąć za rogiem
jego spojrzenie spotkało się z moim pełnym trwogi
czas zatrzymał się na ten moment,
zamknąłem oczy lecz krzyczeć nie mogłem
świat się spłaszczył wokoło jak rysunek na kartonie
gdy otworzyłem oczy diabeł zniknął za rogiem
Zgarbiony, powłócząc nogą i ogon ciągnął za sobą.
gdzie splunął tam roślinność życie utraciła
kopyta odcisk pozostawiał w płytach z kamienia
Patrzyłem na niego ukradkiem przez okno,
strach ścisnął gardło śliny przełknąć nie mogło.
Nogi w ołów zamienił, dreszczem przeszył ciało.
Czart nie spiesząc się szedł w swoją stronę
i gdy już miał zniknąć za rogiem
jego spojrzenie spotkało się z moim pełnym trwogi
czas zatrzymał się na ten moment,
zamknąłem oczy lecz krzyczeć nie mogłem
świat się spłaszczył wokoło jak rysunek na kartonie
gdy otworzyłem oczy diabeł zniknął za rogiem
Poranek
Rzeczywistość chmurami niebo przysłoniła,
Dryfuje gdzieś nad nami.
Złudne uczucie szczęścia, opróżnione z butelki,
uczucie wolności mgnienie.
Poranek przynoszący niewyraźne wspomnienia,
deszczem płaczący za nocy zbawieniem.
Ulgi dzień nie przynosi, w nim zatracenie,
Myśli ponurych odrodzenie.
Za horyzontem szaleństwa
Z każdą chwila wszystko się zmienia.
Dryfuje gdzieś nad nami.
Złudne uczucie szczęścia, opróżnione z butelki,
uczucie wolności mgnienie.
Poranek przynoszący niewyraźne wspomnienia,
deszczem płaczący za nocy zbawieniem.
Ulgi dzień nie przynosi, w nim zatracenie,
Myśli ponurych odrodzenie.
Za horyzontem szaleństwa
Z każdą chwila wszystko się zmienia.
Granica
Zaczyna się i już się kończy,
koszmar wlewa się w jawę.
Zrodzony z kłamstwa i zdrady.
Szeptane słowa jak obrazy
Zimne bezkresne pola.
Sekundy uciekające w przeszłość,
kryjące się w cieniu.
Granice życia rozciągnięta jak linie na dłoni,
Krzyczące gdzieś w oddali.
Dusze błądzące z ciał ograbione
jak sen zamglone,
jak w studnię spada kamień.
koszmar wlewa się w jawę.
Zrodzony z kłamstwa i zdrady.
Szeptane słowa jak obrazy
Zimne bezkresne pola.
Sekundy uciekające w przeszłość,
kryjące się w cieniu.
Granice życia rozciągnięta jak linie na dłoni,
Krzyczące gdzieś w oddali.
Dusze błądzące z ciał ograbione
jak sen zamglone,
jak w studnię spada kamień.
Fragmenty
Stałem nieobecny wśród pól złotem zalanych
Słońce ogrzewało mą duszę spokoju pragnącą
Wiatr przynosił ziół zapach ukojenia
Obmywał twarz z brudu istnienia
Duch szybował wysoko nad nami
I upajał się tymi wszystkim doznaniami
Czas płynął wolno i leniwie,
A samotne drzewo stojące w oddali
Było jedynym świadkiem milczącym
tych wszystkich chwil pięknem kojącym.
W net skończyć się to jednak musiało
Ciemna chmura złoto w ołów zamieniła
Duszę chłodną strzałą przeszyła
Wiatr się wzmógł i zabił zapach kojący,
A duch w ciele szukał schronienia
Czas zaczął przed tym wszystkim uciekać
A drzewo w oddali dalej w milczeniu...
Spojrzałem na to wszystko bez gniewu
I ruszyłem w swoją stronę po kres istnienia
Słońce ogrzewało mą duszę spokoju pragnącą
Wiatr przynosił ziół zapach ukojenia
Obmywał twarz z brudu istnienia
Duch szybował wysoko nad nami
I upajał się tymi wszystkim doznaniami
Czas płynął wolno i leniwie,
A samotne drzewo stojące w oddali
Było jedynym świadkiem milczącym
tych wszystkich chwil pięknem kojącym.
W net skończyć się to jednak musiało
Ciemna chmura złoto w ołów zamieniła
Duszę chłodną strzałą przeszyła
Wiatr się wzmógł i zabił zapach kojący,
A duch w ciele szukał schronienia
Czas zaczął przed tym wszystkim uciekać
A drzewo w oddali dalej w milczeniu...
Spojrzałem na to wszystko bez gniewu
I ruszyłem w swoją stronę po kres istnienia
Obława
biegnę pod wiatr, wieczna noc
gonią mnie, przeszłoś i sny
za horyzontem cel, oddala się
im bardziej chcę, dalej mam
muszę biec , nie zatrzymam się
krzyczeć chcę, tchu brak
wyrywa ostatni dech, duszę się
goni mnie ludzkiej głupoty cień
obława trwa, sił brak
nie poddam się, będę biec
noc jest tuż, przede mną dzień
zdążyć chcę, nie dogonią mnie
przewracam się, błoto i krew
nie zatrzyma mnie!
gonią mnie, przeszłoś i sny
za horyzontem cel, oddala się
im bardziej chcę, dalej mam
muszę biec , nie zatrzymam się
krzyczeć chcę, tchu brak
wyrywa ostatni dech, duszę się
goni mnie ludzkiej głupoty cień
obława trwa, sił brak
nie poddam się, będę biec
noc jest tuż, przede mną dzień
zdążyć chcę, nie dogonią mnie
przewracam się, błoto i krew
nie zatrzyma mnie!
Golgota
Proroctwo
Starzec otworzył oczy i ujrzał niezwykły los
zamknięty w szklanym więzieniu kulistej sfery
obraz był niewyraźny, zamglony i drżący
niczym rozgrzane powietrze w dzień gorący
Wpatrywał się długo aż wydawać
mu się zaczęło iż pojął to wszystko.
Usiadł zmęczony z wysiłku myślenia
otarł swe stare czoło z potu ręką pomarszczoną
i zapłakał ...nad tym co ujrzał.
A było tam wiele rożnych obrazów
był motyl lecący nad łąką
i chłopak goniący go zawzięcie
był gołąb wznoszący się do słońca
i cień jastrzębia na ziemi
był wilk wyjący do księżyca
i myśliwy czyszczący swą strzelbę
była para trzymająca się za rękę
i zdania niewypowiedziane i łzy rozstania
Wizja szybko się w czerń pustki przemieniła
i chłodem bijącym starca czoło potem zrosiła
Czerń z kuli wypływać zaczęła najpierw jego pochłonęła
potem powoli po świecie się rozlała
pokryła grubą warstwą wszystko w co wierzyć chciałem
sztandary swe podeptać musiałem
a ideały dla których żyć zawsze chciałem
w pustkę otchłani poleciały
czy proroctwo już się dopełniło?
zamknięty w szklanym więzieniu kulistej sfery
obraz był niewyraźny, zamglony i drżący
niczym rozgrzane powietrze w dzień gorący
Wpatrywał się długo aż wydawać
mu się zaczęło iż pojął to wszystko.
Usiadł zmęczony z wysiłku myślenia
otarł swe stare czoło z potu ręką pomarszczoną
i zapłakał ...nad tym co ujrzał.
A było tam wiele rożnych obrazów
był motyl lecący nad łąką
i chłopak goniący go zawzięcie
był gołąb wznoszący się do słońca
i cień jastrzębia na ziemi
był wilk wyjący do księżyca
i myśliwy czyszczący swą strzelbę
była para trzymająca się za rękę
i zdania niewypowiedziane i łzy rozstania
Wizja szybko się w czerń pustki przemieniła
i chłodem bijącym starca czoło potem zrosiła
Czerń z kuli wypływać zaczęła najpierw jego pochłonęła
potem powoli po świecie się rozlała
pokryła grubą warstwą wszystko w co wierzyć chciałem
sztandary swe podeptać musiałem
a ideały dla których żyć zawsze chciałem
w pustkę otchłani poleciały
czy proroctwo już się dopełniło?
Subskrybuj:
Posty (Atom)